Obserwatorzy

sobota, 20 sierpnia 2011

"Becouse i get high"


*oczami Ronnie*
Drugi dzień szkoły, otworzyłam i przetarłam zaspane oczy, na które od razu rzuciła się struga mocnego, jasnego światła wydobywającego się przez wielkie okno z widokiem na, już o tak wczesnej porze orzywione Los Angeles. Usiadłam na boku łóżka i chwyciłam za butelke wody walającą się po podłodze, wyciągnęłam z pod poduszki pilota do wieży i nacisnęłam 'play',już po chwili usłyszałam moje ukochane dźwięki piosenek mieszające się z szmerem miasta. Poszłam do łazienki, zrzuciłam piżamę i weszłam pod prysznic, potem codzienna rutyna, chwyciłam przetarte rurki i jakiś t-shirt, ubrałam sie w to, pomalowałam oczy czarną kredką, a czerwoną szminką przejechałam moje duże usta. Znowu nasłucham się od nauczycieli za ten jakże nie odpowiedni makijaż. Do torby nawrzucałam rzeczy które akurat wpadły mi do rąk i wyszłam z mieszkania, nastepnie z całego wierzowca. Obruciłam głowę za siebie i ujrzałam budynek z którego właśnie wyszłam, słońce odbijało się od okien. Gdybyście tylko go ujrzeli od razu ocenilibyście mnie jako laskę która ma wszystko co tylko chce, a jej życie jest po prostu idealne. Niestety, już od dłuższego czasu takie nie było. Nie mam pojęcia gdzie jest mój ojciec, pewnie wala się teraz gdzieś jako miejscowy żul, odszedł od nas jakieś 3 lata temu, od tamtego czasu matka puszcza się z wszystkim i wszystkimi. Już nie raz oglądając telewizje lub jedząc obiad słyszałam z pokoju obok takie odgłosy że odechciewało mi się cokolwiek robić, już się chyba pogodziłam z tym że nigdy nie bedzie normalnie. Ja zresztą też się zmieniłam, od piętnastolatki w słodkich sukieneczkach niczym disnejowska Selena Gomez po dziewczynę którą widzicie teraz. Życie mi wystarczająco dokopało, żeby teraz się nim bawić. Weszłam do starbucks'a gdzie ludzie skierowali swoje spojrzenia ku mojej sylwetce wykrzywiając twarze na rózne sposoby, przyzwyczaiłam się, zawsze będą się tak patrzeć tylko dlatego że jestem inna niż oni. Zamówiłam kawę na wynos, rzuciłam kilka banknotów na blat i odeszłam wciągając picie przez słomkę. W torbie wyszukałam paczkę papierosów, wyciągnełam z niej jedną fajkę i zaciągnęłam się dymem. Po chwili już ją spaliłam więc rzuciłam na ziemię i poszłam dalej. Już dotarłam do szkoły która wygladem bardzo przypominała typową, świetną szkołe jak z amerykańskich filmów, ale wcale nie była taka jak one. Tutaj wszyscy robili skręty wrzucając do pustych pudełkach po fajkach, a następnie do szafek szkolnych by mieć na zapas. To tutaj niektórzy, a już na pewno ten idiota Brian przelatywał wszystkie ździry w toaletach na pięcio minutowych przerwach. Ruszyłam przez korytarz odpowiadając niektórym osobom na 'cześć', podeszłam do mojej szafki, a że nie chciało mi się wyciągać kluczy, walnęlam w jej drzwi dwa razy na co natychmiastowo się otworzyły, prawie uderzając mnie przy tym w twarz.
-Prawie dostałaś.. na przyszłośc trochę uważaj- usłyszałam kogoś głos. Wrzuciłam zeszyt do wnętrza i obejrzałam się za siebie, wpadając przy tym na kolesia który stał przy mnie zdecydowanie za blisko. Odepchnęłam go lekko od siebie, kojarząc go z wczorajszej wizyty u dyrektora. Rzuciłam na niego pytające spojrzenie, bo nie wiedziałam w sumie czego odemnie chce. Niezręczna cisza.
-Czego chcesz?- spytałam wyrażnie zirytowana
-Niczego, poprostu uważaj następnym razem, bo chyba nie chcesz żeby coś się stało z twoją piękną buźką. - odparł uśmiechając się przy tym sposobem który był trochę nieprzyjemny.
Uniosłam brwi i zaśmiałam sie lecz ten dźwięk przypominał bardziej jakbym się dławiła wodą, znowu skoncentrowałam się na szafce. Do siatki powieszonej na drzwiczkach dałam jakieś gumy do rzucia takie tam pierdoły. Doskonale wiedziałam że chlopak nadal się we mnie wpatruje.
-W czymś ci pomóc?- powiedziałam odwracając się do niego i opierając lewą ręke na biodrze.
-Jestem Charlie...-
Usłyszałam znajomy mi dzwięk więc sięgnęłam do kieszeni wyjmując najnowszą wersje iPhone'a i odczytałam wiadomość od Courtney, która pospieszała mnie, żebym przyszła na drugie piętro.
-Muszę spadać.- trzasnęłam drzwiami od szafki i odeszłam.
-Ej.-usłyszałam-Jak mam na Ciebie mówić jeżeli jeszcze się spotkamy?-Charlie krzyczał za mną. Po krótkim namyśle, przystanęłam, obracając się na pięcie.
-Ronnie.- zmierzyłam go wzrokiem i ruszyłam na schody mieszając się w tłum innych uczniów.
Uśmiechnięta już od ucha do ucha Courtney czekała na mnie pod drzwiami sali od historii, przywitałam ją całusem w policzek i rozległ się ten głupi i głośny dzwonek na lekcje, nauczyciel już po kilku sekundach był pod klasą, jakby wyrósł z ziemi. Weszliśmy do środka, zajełam miejsce w ostatniej ławce koło okna i rzuciłam torbę na parapet. Wszyscy oprócz mnie wstali żeby przywitać się z Smith'em i już chwilę potem wydarli się na całe pomieszczenie 'Dzie-ń do-bry' no jak w podstawówce. Ja w najmniejszym stopniu nie przejmując się tym, że nauczyciel gada coś do nas, wygrzebałam czarny lakier i zaczęłam malować płytkę paznokci. Został mi już ostatni paznokieć kiedy zobaczyłam nad sobą Smith'a, który piepszył coś o tym co ja wyrabiam, plując mi przy tym na ławkę.
-Maluje paznokcie, nie widać?- odpowiedziałam mu na zadane pytanie zakręcając małą buteleczkę wyginając dziwnie palce by nie zachaczyć o nic jeszcze mokrym lakierem.
-Wynocha mi z zajęć!- krzyknął wyrażnie zirytowany belfer
Kiwnęłam tylko głową w geście 'tak' i rzuciłam na biurko Courtney moją torbę.
-Wyciągnij mi batona.- rzuciłam słowami w jej strone, na co ona posłusznie zrobiła to o co ją poprosiłam śmiejąc się pod nosem, wzięłam batonika to ręki, urwałam papierek i wzięłam do ust pierwszego gryza, otwierając łokciem drzwi od klasy.
-Do zobaczenia.- odparłam z usmiechem na ustach do nauczyciela. Idąc korytarzem dmuchałam na paznokcie by szybciej wyschły, a w tym momencie dostałam drugiego już dziś sms-a. Wysunęłam z kieszeni telefon i odczytałam wiadomość.
"Hej, coś czuję że ty też nie masz ochoty siedzieć w szkole. Przyjdź koło męskiej toalety na pierwszym piętrze. - Charlie."
Skąd on do cholery ma mój numer, oglądnęłam się na około siebie. W sumie nie chce mi sie tu siedzieć. Zeszłam na pierwsze piętro gdzie juz z daleka widziałam chłopaka, przystanęłam a on do mnie podszedł. Bez słowa, zaciągnął mnie do męskiej toalety i wyszedł oknem na zewnątrz. Rzuciłam mu torbę i poszłam jego śladami po czym dostalam chłodnym wiatrem po ciele. Szliśmy w stronę parku, jakoś 15 minut później byliśmy na miejscu, usiadłam na miękkiej trawie, a Charlie wyciągnął z kieszeni biały proszek, zaśmiałam się. Od razu wciągnął trochę i rzucił opakowanie w moją strone, też troszkę wciągnęłam, może trochę więcej niż trochę. Po pół godzinie byliśmy już nieźle zaćpani, on przysuwał się do mnie coraz bardziej, aż w końcu delikatnie musnął moje usta, odpowiedziałam mu tym samym, pocałunek przerodził się w coraz bardziej namiętny. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, patrząc mu w oczy, uśmiechnęłam się i położyłam na trawie zamykając oczy. Obudziłam się na moim łóżku, w ubraniach, a odczytując z elektronicznego zegarka było 10 minut po północy.
-Chyba odpłynęłam- pomyślałam.


Tutaj @Ola_JB : ) No i jest pierwszy rozdział. Strasznie przepraszam za takie duże opóźnienie, ale miałam problemy z internetem. 
Następny rozdział zobaczycie kiedy pod tym będzie conajmniej 15 komentarzy i 10 obserwujących.
czytasz=komentujesz

środa, 3 sierpnia 2011

prolog

Banda dzieciaków, jeszcze za młodych by wiedzieć co to prawdziwe życie. Za młodych by traktować je poważnie, więc bawią się nim, bawią się bez opamiętania, korzystając z każdych dodatków. Papierosy- codzienność, nie obejdzie się bez paczki dziennie. Alkohol- ich gardła są już tak przyzwyczajone, że nie czują jego gorzkiego smaku. Narkotyki- ''Przecież to nic złego, to tylko zabawa''. Teraz właśnie odbywa się jedna z ich imprez. Głośna muzyka, dom otulony gęstą mgłą papierosowego dymu, i groźni dilerzy którzy proponują uczestnikom imprezy ''dobry towar''. A oni nabierają się na to, bo co oni wiedzą ? Chcą się przecież tylko zabawić, odpocząć od codziennego zgiełku, ze szkołą, rodzicami, przyjaciółmi... Chcą znaleźć się przez chwilę w innym świecie, bez problemów, bez kłopotów... po prostu żyć. Nie można mieć im tego za złe, może trochę się pogubili, może nie widzą innego wyjścia ? Przecież to jeszcze dzieci.
Jest ostatni dzień wakacji, jutro zacznie się znowu szkoła, dlatego imprezują korzystając z ostatniego dnia wolności. Nasi bohaterowie właśnie znajdują się na tej imprezie. Nie wszyscy się znają. Charlie przyszedł z Natem, to przecież przyjaciele, jednak całkiem różni. Nate to ten spokojny, ten który zawsze myśli o konsekwencjach swego czynu, przyszedł tu tylko po to by pilnować przyjaciela. Charlie- dusza towarzystwa, bożyszcz. Ile to pijanych dziewczyn chciałoby żeby teraz Charlie właśnie zatańczył z jedną z nich a potem pójść w jakieś ciemne miejsce gdzie zupełnie inaczej spędzą czas, krótki czas... Ronnie- dziewczyna która jak najbardziej korzysta z wszystkich jej atutów które przyciągają do niej coraz to więcej chłopaków. Powoli tańczy do rytmu piosenki, wijąc się seksownie przy jednym z nieznanych jej chłopaków. Courtney- wciągając pasek białego proszku zaczyna skakać wysoko, śmiać się głośno i krzyczeć niezrozumiałe bzdury. Leath- były dni kiedy naprawdę potrafiła się zabawić, potrafiła zaszaleć nie patrząc na nic, dzisiaj jakoś nie miała ochoty, siedziała na fotelu ze szklanka piwa i obserwowała tych wszystkich pijanych i zajaranych ludzi. Brian- jak to on, gdzieś w kącie z jakąś dopiero co poznaną dziewczyną. Chris- spokojnie jarał skręta na zewnątrz, nie zwracając uwagi na czadową imprezę która odbywała się w środku. Każdy z nich zupełnie różny, a właśnie teraz miało się to zmienić.
Nagle cała impreza ucichła, ktoś zaczął krzyczeć, ktoś usłyszał na zewnątrz głośny huk. Cała impreza wybiegła by zobaczyć co się stało, to co ujrzeli przerosło ich wszelkie wyobrażenia. Nagle każdy otrzeźwiał, połowa zaczęła uciekać, tylko Ci najsilniejsi zostali, w tym nasza siódemka. Patrzyli na to z przerażeniem zastanawiając się co trzeba zrobić. Zastanawiacie się pewnie co zobaczyli ? Otóż, na trawniku w kałuży krwi leżała uczestniczka imprezy, nikt nawet nie wiedział jak ma na imię. Skoczyła z balkonu, pewnie była cholernie zajarana. Ktoś chwycił za telefon i zadzwonił po pogotowie, po chwili usłyszeli dźwięki syreny i zaczęli uciekać zdając sobie sprawę, że przecież każdy z nich jest albo pijany ale zajarany, nie mogą tak pokazać się lekarzom czy nie daj boże policji. Uciekli, każdy w inną stronę. Nie miało to najmniejszego sensu, bo w domu przecież zostało tyle dowodów.
Dzień następny. Nasza cudowna siódemka właśnie przekroczyła prób szkoły. Ronnie, Courtney i Leath śmiały się opowiadając sobie wrażenia z wczorajszej imprezy, nikt nawet nie śmiał wspomnieć o jej zakończeniu. Charlie i Nate weszli bez słowa. Za to Brian wykrzykiwał od samego wejścia jaki to będzie wspaniały rok, pełen imprez i pięknych dziewczyn, rzucając na niektóre spojrzenia pełne pożądania. Chris spokojnie wyrzucił przed szkołą niedopałek papierosa i wydmuchując dym wszedł do szkoły.
Gdy zadzwonił dzwonek który sygnalizował rozpoczęcie pierwszej w tym roku lekcji, żaden z nich nie mógł pójść do danej sali. Dlaczego ? Ponieważ wszyscy zostali wezwani do gabinetu dyrektora, gdzie czekała już policja która miała ich wszystkich przesłuchać co do wczorajszej imprezy.
-Przecież my nic nie wiemy- wykrzykiwał każdy z nich po kolei.
-Ale byliście na tej imprezie. U Giny ( dziewczyna która skoczyła z balkonu) wykryto we krwi sporą dawkę narkotyków. Skąd się tam wzięły ? Skąd ona je miała ? Musicie coś wiedzieć.- policjanci nie dawali za wygraną.
  • A skąd! Ja w ogóle nie wiem o co wam wszystkim chodzi. Ja jestem czysty nie mam z tym nic wspólnego!- Brian wygodnie rozsiadł się na fotelu.
  • Nikt z nas nawet nie znał tej dziewczyny- wreszcie Ronnie dała znać o swoim pobycie w tym miejscu.
  • Jak możecie w ogóle oskarżać nas coś takiego?!- odezwała się zawsze broniąca swoich praw Leath.
  • Ależ my was o nic nie oskarżamy, pytamy tylko czy coś wiecie.
  • Nie! Nic nie wiemy! Możemy iść na lekcje ?- rzucił znudzony Charlie.
Po chwili zastanowienia funkcjonariusze wreszcie ich puścili, wiedzieli, że nawet jeśli coś by wiedzieli nie powiedzą im.
Wyszli strasznie zbulwersowani.
  • Co mnie to obchodzi, że jakaś cholerna laska naćpała się i skoczyła z balkonu ?! Jakaś paranoja- wrzeszczał Brian.
  • Uspokój się, bo przez Ciebie będziemy mieli jeszcze bardziej przerąbane- irytowała się Ronnie.
  • Nie przejmuj się nim... on ma tak zawsze – Charlie lekko się uśmiechnął w stronę Ronnie, która odwzajemniając uśmiech szybko odwróciła wzrok.
Tak nasza wspaniała siódemka się poznała. Co działo się później, dowiecie się w swoim czasie...




No i jest PROLOG !
Blog prowadzi @Love_overstreet lub charlie
@Ola_Jb 

Pierwszy odcinek pisze Ola, spodziewajcie się go w sobotę. Pod warunkiem, że pod prologiem będzie co najmniej 10 komentarzy no i 5 obserwatorów :)
Nie powiadamiamy na gg !!! Jeśli chcecie wiedzieć o nowych odcinkach śledźcie nasze twittery :)


CZYTASZ =KOMENTUJESZ

Bohaterowie

Ronnie Clarks , 18

''Rock,N,Roll umarł
Rock jest martwy stary
Po co kończysz to piwo
Masz karabin zamiast gitary
A ja kieszenie pełne czereśni
Hej hej jak nazywa się Twój Bóg
Na imię ma zgiełk
Przypadek czy przepaść
Hej Twój Bóg
Dziwny twór o twarzach
Stwór monstrum
Z cybernetycznego nieba ''

Charlie Bricks , 18

''Są dni kiedy mówie dość,
żyję chyba sobie sam na złość
Wciąż gram śpiewam jem i śpię
Tak naprawde jednak niema mnie ''

Courtney Conway , 18 

"A jutro znów idziemy na całość
Miasto będzie patrzeć twarzą oniemiałą,
Bo kto widział żeby z nocą się nie liczyć
na dwa głosy nagle śpiewać na ulicy
że w tym życiu to nam jakoś życia ciągle mało"
Leath McKinley , 18 

''aniołom skrzydła płoną
a one ciągle jeszcze lecieć chcą
i w zakochaniu swym
spadają w niebo
aż na dno ''


Chris Lee , 18  

''Czy to ważne, z której strony przyjdzie śmierć ?
Czy to ważne jaką flagę będzie nieść ?
Czy to ważne z której strony ?
Przecież jednakowo boli''


Nate Walker , 17 

"proszę naucz mnie latać i pozwól odlecieć stąd, bym mógł się wzbić wysoko, poczuł wielkość przestrzeni, proszę naucz mnie latać i nie karz mi chodzić po ziemi.. bo ziemia jest mokra od krwi, ziemia jest brudna od kłamstwa, ziemia jest gorzka od łez, ziemia to tylko państwa.."
Brian Deeps , 18 

''Dzisiaj dziesiąty, zaczyna się życie
Pójdziemy do parku, będziemy się kochać
Miłość jak życie
Miłość jak picie
Potem ja zejdę z Ciebie,
A ty poprawisz zmiętą sukienkę
Krzyknę chcę więcej
Ty znów zapytasz
Czy jeszcze wierzę, że to takie piękne
Kolejny raz rozrzucisz nogi
Kolejny raz wzniesiesz w niebo oczy
Kolejny raz poczujesz ból
W miejscu co wiersz, piszę o rozkoszy ''